„Połówka” inna niż wszystkie – XX Półmaraton dookoła Jeziora Żywieckiego. Dlaczego taki tytuł? Z jednego, jasno określonego już przed pojawieniem się na linii startu na żywieckim rynku, powodu – strategii jego pokonania. O jej szczegółach wspominam w materiale przedstartowym (opublikowanym pt. „Co planujesz na weekend? Ja „pierwszy zakres” w Żywcu!„) oraz w treści niniejszej relacji.
Czym chcę podzielić się w niej z Tobą? Tylko kilkoma momentami. Stąd też nie będzie to typowe opowiadanie co po kolei się zdarzyło, jak wyglądało odbieranie pakietu startowego, co działo się na kolejnych kilometrach. Jeśli jesteś Chętna/Chętny na zapoznanie się z tego typu relacjonowaniem, serdecznie zapraszam Cię do lektury części moich wcześniejszych wpisów, zamieszczonych w dziale „Relacje” (jak również w archiwum „Zawody„).
fot.: Jarosław Kisiński
fot.: Krzysztof
Niczym Kubica
Znów kolejny zbieg z wyłaniającym się przed oczami podbiegiem. Zresztą w większości cała trasa tak wyglądała: hop w górę, hop w dół. Konkretny trening siłowy dla mięśni i ścięgien.
Zbiegi pozwalają przyspieszyć tempo, tak aby tętno nie wyszło poza pierwszy zakres. Jednocześnie trzeba uważać, by nie „przypalić mięśni”. Na końcówce zbiegu zbliżenie się do lewej krawędzi jezdni, tak aby niczym bolid formuły 1 „wyprostować” zakręt. Takie sprytne i pełniące rolę strategii zabiegi udaje się zastosować tylko gdy mamy „czysty teren” przed sobą, czyli gdy poprzedzający nas zawodnicy nie blokują nam naszego wymyślonego toru biegu.
Trzęsienie ziemi
Wracając na trasę. Z lewej strony przy wyjściu z zakrętu, od razu „zmiana biegu” na podbiegu. Tętno rośnie, więc trzeba spróbować go okiełznać. Już widać szczyt wzniesienia po którym dreptam. Następuje przełamanie terenu i z rozpoczynającego się właśnie zbiegu widać już koronę zapory w Tresnej i…
… i tu niespodzianka… kostka brukowa w głowie pojawia się niewypowiedziana myśl „Kto wpadł na pomysł, aby ni w pięć ni w oko ułożyć tu kostkę brukowa?”. Miał ktoś fantazję – mówię sam do siebie, zmagając się z dużymi nierównościami. Zapadnięte fragmenty tworzące dziury i wystające krawędzie, zmuszają mnie do zwolnienia tempa. Teraz trzeba zadbać o to, aby nie zwichnąć stawu skokowego i nie uszkodzić sobie stóp.
Po kilkunastu krokach, słyszę tętent niczym nadbiegającego stada dzikich mustangów. Stało się to, co chciałem, aby się nie stało. Hurtowo zostałem wyprzedzony przez innych zawodników. Nie to, żeby wcześniej nie był wyprzedzany. Z racji założeń na ten bieg, czyli przebiegnięcia dystansu w pierwszym zakresie tętna, zdarzało się to wcześniej i później, lecz ten moment, zapewne dzięki dodatkowym wrażeniom akustycznym, na które złożyło się ukształtowanie terenu i huk, który w tym momencie powstał, zapadło ono w mojej głowie szczególnie.
Podążaj za białym Królikiem
Tym razem nie chodzi o osobę pacemakera, potocznie nazywanego zającem (królikiem), ani o motyw z książki „Alicja w krainie czarów”, czy z filmu „Matrix”. Wspomnianą postacią stała się, podczas żywieckiego półmaratonu, Aldona, znana szerzej w pewnych kręgach jako Tosia 🙂 to właśnie Ona przez większość trasy biegła przede mną „na wyciągnięcie ręki” (długiej, gdyż zmieniającą swój rozmiar, niczym Inspektor Gadżet, w zakresie 10 – 30 metrów). Z racji ubioru i charakterystycznej fryzury, cały czas wyglądałem przed siebie, aby sprawdzić, gdzie aktualnie znajduje się „biały, kudłaty punkcik” – nasz Królik.
Legalny doping, który wzmacnia… psychikę
Na 13. kilometrze dobiegam do, debiutującej w półmaratonie, Tosi:
Tosia, dalej tak dajesz, a dwójkę złamiesz – z zaskoczenia wołam dopingująco zza pleców Aldony
Naprawdę? – z niedowierzaniem dopytuje Tosia
Tak, biegniemy z naddatkiem czasu – upewniam Zainteresowaną
Nareszcie Cię dogoniłem „mały, biały punkciku”. Nie zdziw się, że mogę raz zwalniać, raz przyspieszać w zależności jak tętno pozwoli – rzucam informacyjnie, aby Aldona nie była zaskoczona takim obrotem sprawy
Nie ma problemu – kwituje Tosia
Powodzenia – życzymy sobie wzajemnie
Spotkania
Każdy start to okazja do rozmowy i „przybicia piątki” z innymi biegaczami. Zarówno z tymi, z którymi spotykamy się cyklicznie podczas różnych zawodów, jak również z „nowymi Twarzami”.
Niech, więc teraz swoimi relacjami „przemówią Starzy Znajomi”:
Irena – zobacz post i Szymon – zobacz post.
„Posiadówka” z arystokratką Alicją Habsburg – w Parku Zamkowym Pałacu Habsburgów w Żywcu
fot.: Jarosław Kisiński
Dzięki czujności Jarka, miałem przyjemność poznać Pana Edwarda Dudka „BACĘ” – m.in. pierwszego Polaka, który ukończył słynny Spartathlon, odznaczonego Złotym Medalem Za Zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego, organizatora najstarszego w Polsce Międzynarodowego Maratonu Górskiego „Maraton Beskidy” w Radziechowach.
fot.: Alina
Gdy biegamy, pomagamy
W żywieckich zmaganiach każdy chętny mógł wspomóc Marysię i Mateusza. Wystarczyło tylko przebiec trasę z przygotowaną specjalnie na tę okazję kartką – szczegóły TUTAJ.
fot.: Karol BOSY WIRUS Trojan
Podziękowania
Dziękuję Każdej i Każdemu z Was, z Kim było mi dane zobaczyć się na żywieckiej arenie zmagań, za wspólnie spędzony czas, za rozmowy, miłe słowa na trasie, za możliwość bezpiecznego dotarcia i powrotu z zawodów.
Dziękuję także moim Biegowym Partnerom, którzy wsparli mój start w XX Półmaratonie dookoła Jeziora Żywieckiego „O Puchar Starosty Żywieckiego”:
Na koniec jeszcze „coś” z medalem
fot.: Karol BOSY WIRUS Trojan
fot.: Aldona Mika