Oraz o tym czy warto było podjąć to wyzwanie…
Tak, warto było! Nawet bardzo! Pomimo porażki, którą bez wątpienia jest nie ukończenie biegu, jestem dumny, tak dumny, z siebie, iż podjąłem się tego wyzwania. Tym bardziej, że brakło niewiele, lecz brakło, aby zmieścić się w pośrednim limicie czasowym i moc kontynuować ostatni etap trasy. Jakby na to nie patrzył, przebiegłem boso, mniej więcej dystans maratonu górskiego! Jestem zadowolony, że „widziane z boku” niemożliwe, stało się, dzięki mojej determinacji, możliwe. „Pierwsze koty za ploty”, „szlak górskiego bosego biegania” został „przetarty”. Co mi teraz pozostaje? Robić swoje i dalej „zarażać” innych bosą, zdrową aktywnością.
Dodaj komentarz