Nie pykło, czyli ABM JĘDRASZEK UltraPark Weekend 5

Jak mawiają moje Dzieci, gdy coś nie pójdzie po ich myśli: „nie pykło”. Tak też delikatnie, ale to najdelikatniej jak potrafię, mogę skwitować wyjazd na 24-godzinne zawody, które odbyły się w 06-07 maja 2023 r., podczas piątej edycji „ABM JĘDRASZEK UltraPark Weekend” w Pabianicach koło Łodzi.

Drogi Czytelniku, zapewne zastanawiasz się, dlaczego chcę o tym napisać, skoro zawody całkowicie nie poszły po mojej myśli. Lepiej byłoby to przemilczeć, może nawet udać, iż to się nie wydarzyło. Otóż nie! Jak zawsze pragnąc być z Tobą szczery, chcę pisać również o trudnych momentach w moim sportowym życiu. Oczywiście, wolałbym przekazać Ci informację, iż pomimo trudności, wywalczyłem to, po co pojechałem na pabianicką pętlę do Parku Wolności. Tym razem, w przeciwieństwie do ultraparkowego debiutu „Bosy Wirus w parku w Pabianicach, czyli UltraPark Weekend 2020”, to się jednak nie wydarzy.

Tak, jak podczas biegu, tak teraz już po jego zakończeniu do głowy dobija się jedna myśl:

„To nie jest pytanie, czy przyjdzie kryzys (bo to pewne), ale kiedy i ile razy oraz co najważniejsze, jak sobie z nim poradzisz”

Gdzieś zasłyszane lub przeczytane

Trzeba, więc skoncentrować się na tej ostatniej części i wciąż wierzyć,

„Że ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil, tych, na które czekamy”.

Marek Grechuta „Dni, których nie znamy”

Choć może inaczej wydawać się z lektury niniejszego wpisu, nie jest łatwo pisać mi te słowa, gdy w głowie panuje sztorm różnorakich myśli. Nie mniej jednak, z każdą godziną i próbami „zresetowania głowy”, jest w niej coraz spokojniej.

Miało być pięknie

Było wszystko: wiara w osiągnięcie zamierzonego celu, pozytywna energia, Wasze wsparcie i Partnerów (RJ Hotel w Pabianicach, Akademia Bosego Wirusa). Ten piękny obraz, rozmywały trochę przygotowania, które nie poszły jak powinny, lecz pomimo tego, ambicja pozwalała z optymizmem spoglądać w kierunku ustanowienia nowego Rekordu Polski w biegu 24-godzinnym boso.

Już na trasie

Pierwsze trzydzieści kilometrów minęło spokojnie. Na tym początkowym etapie dobowej rywalizacji, wydawało się, iż zaplanowany przebieg wydarzeń się ziści. A był on taki: zaryzykować i utrzymać tempo, które pozwoli w ciągu pierwszych 12 godzin, wybiegać 100 kilometrów, a przez pozostałą część zawodów dopełnić wynik o minimum 40 kilometrów (może nawet z nawiązką).

Dwie pętle później, prawe pasmo biodrowo-piszczelowe, zaczęło przypominać o swoim istnieniu, lecz decyzja o jego rozluźnieniu na rolce pomogła w kontynuowaniu biegu. Jednocześnie, pomimo zwolnienia tempa, chciałem dobiec do dystansu maratonu i potem zrobić sobie krótką przerwę na zjedzenie jakieś zupy.

Im bliżej było tych 42 kilometrów „z hakiem”, tym niespodziewanie robiło się coraz ciężej. Nie mniej jednak, trzeba było dobiec „ciągiem” choć do tego dystansu.

Ach, ta „Matka Natura”

To właśnie ona zaczęła rozdawać karty. Mnie, jej łaskawsza strona, czytaj bezdeszczowa, pozwoliła „na sucho” zaliczyć maraton. Pozostałe kilometry, „doprawione” zostały niską temperaturą, wiatrem i zimnym prysznicem „z góry”. Zresztą, wspomina o tym sam Organizator:

Tym bardziej gorące gratulacje oraz wyrazy szacunku dla tych Zawodniczek i Zawodników, którzy przy ów warunkach osiągnęli zaplanowane wyniki.

Czy to już koniec?

Przemoknięty do suchej nitki, wyziębiony i przewiany, walczyłem o każdy kilometr. Gdy nie mogłem biec, to żwawo maszerowałem, próbując trochę się rozgrzać. W międzyczasie starałem się podbiegać, aby odwrócić niemoc biegania. Gdy to, chociażby na krótko, się udawało, cieszyłem się z tego jak małe dziecko.

Nie mniej jednak, po przeszło 12 godzinach walki na trasie oraz pomimo późniejszej dłuższej przerwy na wzmocnienie się i ogrzanie, a nawet dokończeniu kolejnego okrążenia, przy targających mną mocnych emocjach oraz braku nawet matematycznych szans na osiągnięcie wyniku pobijającego aktualny Rekord Polski w biegu 24-godzinnym boso, postanowiłem zgłosić Sędziemu przerwę i już rano, tuż przed zakończeniem doby rywalizacji, wyjść na ostatnie 800 metrów, aby wraz z pozostałymi Zawodniczkami i Zawodnikami, po raz ostatni tego weekendu, przekroczyć linię startu/mety.

Tak naprawdę, to nie tam w namiocie zapadła ostateczna decyzja, lecz podczas poprzedzających ją pętli, kiedy to już podświadomie „na chłodno” w głowie i sercu dojrzewałem do niej. Czasami ambicja to jednak trochę za mało.

Jak spadać, to z wysokiego konia

Tym koniem, był ambitny plan na poprawienie dwóch rekordów: Rekordu Polski w biegu 24-godzinnym boso i „po drodze” nieoficjalnego Rekordu Polski w biegu 12-godzinnym boso (który wybiegałem w 2019 roku, podczas Ultramaratonu DG24h w Dąbrowej Górniczej).

Tym razem spadłem z jego grzbietu, lecz otrząsam kurz z bryczesów i z powrotem będę próbował na niego skoczyć!

Jeszcze będzie pięknie

Choć tym razem nie poprawiłem Rekordu Polski w biegu 24-godzinnym boso, to powinienem cieszyć się z tego, iż aktualny Rekord Polski w biegu 24-godzinnym boso, ustanowiony w 2020 roku, podczas UltraPark Weekend 2, wciąż należy do mnie, a czas na „podniesienie kilometrowej poprzeczki” jeszcze przyjdzie. I tego się trzymajmy!

Wdzięczność ponad wszystko

Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Dziękuję Rodzinie, Znajomym, Tobie i każdemu kto w jakikolwiek sposób wspierał mnie i wspiera w sportowej podróży. Również tym z Was, którzy robią to po cichu.

W tych konkretnych zawodach, dziękuję szczególnie:

* Agatce, która zgodziła się podzielić ze mną swoim Supportem (Agatko, w tym miejscu gorąco gratuluję Ci osiągniętego wyniku i spełnienia swoich biegowych marzeń. Brawo!);

* Ewce, Kasi, Michalince, Bartkowi i Łukaszowi, za przyjęcie mnie pod swoje supportowe skrzydła oraz cudowną opiekę;

* RJ Hotel w Pabianicach

* Akademii Bosego Wirusa

* GravitySport.pl

Dla dobra nauki i swojego

Poza nabraniem kolejnego, cennego doświadczenia związanego ze startem w biegu dobowym, miałem okazję „przysłużyć” się nauce i mam nadzieję w przyszłości biegaczom, w tym sobie.

Przyczynkiem do tego był udział w badaniach prowadzonych przez Pana Łukasza Jaśkiewicza z Uniwersytetu WSB Merito Gdańsk wraz z Asystentami: Zbigniewem Jostem i Mateuszem Sprengelem.

Dziękuję za możliwość udziału w badaniach, upominki oraz z góry za cenne informacje zwrotne.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*